piątek, 21 kwietnia 2017

Kawa, kawusia, kawunia...

Robiąc ostatnio detoks i dietę eliminacyjną kawa poszła w odstawkę. 
Początkowo miałam jej nie pić przez 3 tygodnie, ale widząc efekty, których się nawet nie spodziewałam, przedłużyłam ten czas do prawie dwóch miesięcy. 
Z jednej strony czułam się świetnie bez, z drugiej brakowało mi tego zapachu i smaku. Gdybym mogła nie przyjmowałabym innych płynów... Nie ma chyba nic piękniejszego niż zapach kawy o poranku.
Żeby ułatwić sobie trochę życie zaczęłam pijać zieloną herbatę z mlekiem kokosowym. Jednak to nie to samo.
Jeśli się zastanawiacie jak można pić herbatę z mlekiem, to zapewniam, że można i smakuje świetnie. Tyle, że ja należę do tych ludzi, co uwielbiają bawarkę i kożuchy z mleka - ku totalnemu obrzydzeniu moich najbliższych. I się tego nie wstydzę! Ha!

Co mi dało odstawienie kawy?
- sama z siebie zaczęłam budzić się rano bez pomocy budzika, na dodatek wyspana i gotowa do działania.
- przestałam być wiecznie roztrzęsiona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
- zaczęłam chodzić spać codziennie o tej samej porze - moje ciało samo zaczęło mi mówić, że już czas na sen.

Z okazji świąt sięgnełam znowu po kawę i cały rytm dobowy szlag trafił. Oczywiście nie skończyło się na jednej kawie, a minimum na 2 dziennie - i tak od tygodnia.
Co rano budzę się nieprzytomna, z bluzgami na ustach w kierunku budzika. Dużo więcej czasu potrzebuję na poranny rozruch. Wróciło roztrzęsienie. 

Rozpisuję teraz wszystkie za i przeciw. 
Warto się męczyc dla kilku minut rytuału, cudownego zapachu i smaku?



 Zastanawiam się nad opcją bezkofeinowa raz na jakiś czas...