poniedziałek, 26 czerwca 2017

No-Poo

Na wstępie może wyjaśnie czym jest no-poo. Jest to skrót od no shampoo - czyli mycie włosów bez użycia szamponu. Jest jeszcze opcja low-poo, która dopuszcza korzystanie z szamponu, jednak bez silikonów i innych syfów w składzie.
Jak już pisałam w tym poście, przestałam korzystać z drogeryjnych szamponów na rzecz naturalnych metod. Idea sama w sobie jest fajna, ale szczerze przyznam, że jest to czasami niezły wrzód na d...e. Jednak jestem uparta i nie poddaję się. Na szczęście już wypracowałam swoją rutynę, która sprawdza sie w 90% przypadków. 
Ponieważ u każdego sprawdza się co innego, skupię się na metodach, które w moim przypadku okazały się trafione.
1. Mycie samą wodą - dużo tu sie nie zmieniło. Metoda najprostsza, lecz trzeba opanować technikę. Na pewno będę z niej korzystać latem, tym bardziej, że myjąc samą wodą, muszę myć włosy częściej (średnio raz na 2 dni, a nie raz na 6-7). 
2. Mycie wywarem z orzechów piorących - rzadko korzystam, bo lubię zmieniać metody, a tu wywar starcza na kilka myć, a trzeba szybko zużyć, żeby sie nie zepsuło (nie mówiąc o kolejnej butelce stojącej w lodówce). Aczkolwiek to chyba jedyny minus tej metody.
3. Mycie mąką z ciecierzycy (besan) - bardzo fajny sposób. Jedyny minus to to, że besan ma dużo protein w sobie i korzystając zbyt często można zrobić sobie stóg siana na głowie :)
4. Mycie mąką żytnią - równie fajna co mąka besan, też dobrze domywa resztki olejów z włosów. Niestety kupiłam sobie mąkę razową, przez co po wysuszeniu włosów, podłoga zasypana jest niewypłukanymi resztkami żyta :)
5. Mycie glinką - metoda na poziomie obu mąk. Jedynie trzeba pamiętać, że wymaga przepłukania włosów wodą z octem dla wyrównania PH. 
6. Mycie sodą oczyszczoną - najmocniejsza metoda, dlatego korzystam z niej średnio raz na 4 mycia, żeby nie zniszczyć włosów. Wymaga płukanki zakwaszającej.
7. Mycie jajkiem - jakby dziwnie to nie brzmiało, metoda jest rewelacyjna. Jednak jak w przypadku ciecierzycy, ze względu na wysoką ilość protein, trzeba uważać z częstotliwościa mycia - stóg siana i te sprawy. O czym jeszcze trzeba pamiętać - metoda ta wymaga chłodnej wody, żeby nie zrobić sobie jajecznicy na głowie :)
8. Tzw. Swiety Gral - mieszanka glinki, miodu, octu, wody i olejków eterycznych. Bardzo fajny sposób dla średnio zabrudzonych włosów. 

Mycie mąką żytnią, glinką i sodą oczyszczoną wypłukuje dość sporo farby z włosów. Mi to nie przeszkadza, ale może być to upierdliwe.
We wszystkich przypadkach dużą rolę odgrywa szczotkowanie włosów szczotką z naturalnego włosia (rozprowadza sebum po długości włosa, co działa jako naturalna ochrona).

Tym sposobem w ciągu ostatniego pół roku z drogeryjnego szamponu korzystałam 2-3 razy. Mój skalp jest mi za to wdzięczny. Włosy są jeszcze w fazie adaptacji, ale mają się coraz lepiej. Nie są już takie sypkie i delikatne jak przy szamponach i odżywkach, ale nie narzekam (przynajmniej mogę upiąć w koka bez używania gumek). 
Do zabezpieczania końcówek używam różnych olejów (w zależności co mam pod ręką). Dużo też daje przepłukanie włosów na koniec mycia zimną wodą.  
 
 Dzisiejsza mieszanka "myjąca": glinka z wodą i kropelkami antyhistaminowymi (alergia w natarciu), a do płukania woda z octem malinowym (własnej roboty).
 
Efekt końcowy (trochę sianowato, ale do zaakceptowania - ważne, że czysto).

Udanego tygodnia, kochani.
A.


 

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Były sobie żelki trzy

Co robi "słodkosraj", kiedy nie może jeść sklepowych słodyczy? Otwiera swoją prywatną fabrykę żelków 😂
Dziś chcę się z wami podzielić moimi trzema ulubionymi przepisami.

1. Kokosowe ptasie mleczko




Podgrzewamy i porządnie mieszamy wszystkie składniki, wylewamy do foremek i wstawiamy do lodówki.
- 2 szklanki mleka kokosowego
- 4 łyżki żelatyny
- 2 łyżki syropu kokosowego lub cukru kokosowego
  - szczypta wanilii

2. Żelki z borówkami


Podgrzewamy, mieszamy i wlewamy do foremek, do których uprzednio wrzuciliśmy borówki. Całość do lodówki.
- 2 szklanki wody kokosowej
- 1 łyżka syropu kokosowego
- 4 łyżki żelatyny

3. Czekoladki mleczne - moje ulubione




Rozpuszczamy wszystkie składniki, mieszamy porządnie, wlewamy do foremek i do lodówki.
- 7 łyżek mleka kokosowego
- 2 łyżki masła kakaowego
- 1 łyżka oleju kokosowego
- 1 łyżka syropu kokosowego
- szczypta soli
- szczypta wanilii
- 2 łyżeczki żelatyny
- 3 łyżeczki karobu lub kakao

Jak widzicie żelki można zrobić ze wszystkiego. Nawet herbata się nada 😋
W planach mam jeszcze żelki ze zmiksowanych owoców.
Dajcie znaka czy testowaliście przepisy, i jak wam smakowały.

Zdrówka!

piątek, 21 kwietnia 2017

Kawa, kawusia, kawunia...

Robiąc ostatnio detoks i dietę eliminacyjną kawa poszła w odstawkę. 
Początkowo miałam jej nie pić przez 3 tygodnie, ale widząc efekty, których się nawet nie spodziewałam, przedłużyłam ten czas do prawie dwóch miesięcy. 
Z jednej strony czułam się świetnie bez, z drugiej brakowało mi tego zapachu i smaku. Gdybym mogła nie przyjmowałabym innych płynów... Nie ma chyba nic piękniejszego niż zapach kawy o poranku.
Żeby ułatwić sobie trochę życie zaczęłam pijać zieloną herbatę z mlekiem kokosowym. Jednak to nie to samo.
Jeśli się zastanawiacie jak można pić herbatę z mlekiem, to zapewniam, że można i smakuje świetnie. Tyle, że ja należę do tych ludzi, co uwielbiają bawarkę i kożuchy z mleka - ku totalnemu obrzydzeniu moich najbliższych. I się tego nie wstydzę! Ha!

Co mi dało odstawienie kawy?
- sama z siebie zaczęłam budzić się rano bez pomocy budzika, na dodatek wyspana i gotowa do działania.
- przestałam być wiecznie roztrzęsiona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
- zaczęłam chodzić spać codziennie o tej samej porze - moje ciało samo zaczęło mi mówić, że już czas na sen.

Z okazji świąt sięgnełam znowu po kawę i cały rytm dobowy szlag trafił. Oczywiście nie skończyło się na jednej kawie, a minimum na 2 dziennie - i tak od tygodnia.
Co rano budzę się nieprzytomna, z bluzgami na ustach w kierunku budzika. Dużo więcej czasu potrzebuję na poranny rozruch. Wróciło roztrzęsienie. 

Rozpisuję teraz wszystkie za i przeciw. 
Warto się męczyc dla kilku minut rytuału, cudownego zapachu i smaku?



 Zastanawiam się nad opcją bezkofeinowa raz na jakiś czas...

wtorek, 21 marca 2017

Urlopowa dieta

Przez przypadek i zupełnie niespodziewanie wyjechaliśmy z małżem na kilkudniowa wycieczkę.
Poniewaz taka okazja nie nadaza sie zbyt czesto, a i moja zawalona smieciem glowa na tym skorzysta, postanowilam, ze muszę zaszaleć. Korzystałam z dobrodziejstw all inclusive jak się tylko dało. Pochlanialam moje nagorsze alergeny, popijalam slodkimi drinkami i winem, a na deser doprawialam kolejnymi alergenami z chemia. Skóra dała o sobie znać, ale na tyle delikatnie, ze nie psuło mi to wyjazdu i obżarstwa. Wypoczęłam jak nigdy dotąd, pomimo, ze nie było nas raptem 5 dni.
Będąc w domu, kiedy pozwolę sobie na głupiego banana, to muszę liczyć się z tym, ze jutro będę kląć. Na wyjeździe żarłam wszystko, czego nie mogę i było w miarę ok.

Wiecie dokąd zmierza ten post? 
Tak, do głowy.
Psychika ma cholernie wielkie znaczenie. Nie zdawałam sobie sprawy, ze aż tak duże.
Widzialam po sobie, kiedy stres zaczyna mnie przytlaczac (za duzo mysle, za intensywne treningi, malo snu, malo czasu, malo slonca, toksyczni ludzie) - automatycznie odklada mi sie wtedy tkanka tluszczowa na brzuchu. Nie wpadlam jednak nigdy na pomysl, ze moze te alergie to po czescie zamkniete kolo: ja sie stresuje - reakcje alergiczne sa silniejsze - stresuje mnie to bardziej - alergia wali mnie po mordzie - itp, itd.
Dzieki temu objawieniu, doszlam do wniosku, ze czas odpuscic lekko diete. Oczywiscie nie zupelnie, bo az tak latwe to nie jest. Ale genaralnie czas wrzucic na luz.

  • Na pewno planuje odpuszczac diete bedac na wyjazdach i urlopach - nie warto tak marnowac czasu i zycia. 

  • Od jakiegos czasu zaczelam bawic sie medytacja. Widze jak wspaniale na mnie to dziala i czas najwyzszy podejsc do tego tematu na serio. Oczywiscie nie mowie tu o medytacji godzine dziennie - to chyba by mnie jeszcze bardziej zestresowalo ;) Mysle o naprawde regularnej, codziennej praktyce, po pare - parenascie minut (a juz napewno w momentach kryzysowych).

  • Planuje zaczas z glowa rotowac produktami, ktore wywoluja lekka reakcje, badz ktorych nie jestem pewna. Poniewaz przez ostatnie miesiace w miare dobrze pilnowalam diety, jest szansa, ze coraz wiecej produktow bedzie wracalo do mojego menu. (Nie uwierzycie jaka mialam radoche jedzac pierwsza gruszke od miesiecy).

  • Czas tez solidniej kontrolowac swoje mysli - martwienie sie na zapas to moja specjalnosc. A mozna by po prostu delektowac sie chwila. 

  • Zabralam sie tez za generalne porzadki. Zarowno te materialne, psychiczne jak i "zasoby ludzkie". Szkoda marnowac miejsca i czasu na toksycznych ludzi, zbyt krytyczne mysli, jak i zbedne przedmioty. 

Nie wiem dokad mnie to zaprowadzi, ale czuje, ze to dobra droga. A jesli jednak okaze sie bledna, bedzie to dobra lekcja :)










sobota, 14 stycznia 2017

Dieta o modnej nazwie

Zróbcie sobie kawę. Czas na bajkę 😋☕️

 


Kiedyś obiecałam wam, że napiszę o moim sposobie odżywiania. Dziś nadszedł ten dzień.

Moja dieta, to coś a la keto-paleo.

To byłoby na tyle. Pa.





Hahaha, żarcik 😂


Kiedy zaczęły się moje żywieniowe schody zaczęłam szukać przepisów odpowiadających moim wymaganiom. Byłam zmuszona do szukania, bo bez przepisu to mogę najwyżej przygotować herbatę, a inwencję twórczą wykazuję tylko w kategorii: rzucanie mięsem w kuchni. Tym sposobem wpadłam na dietę paleo i samuraja.
Dieta paleo to dieta niskowęglowodanowa, bezglutenowa. Dieta samuraja różni się tylko dodatkiem bezglutenowych kasz. Czyli generalnie mięso, jaja i warzywa górą. (Po dokładne opisy odsyłam do magicznego Google.)
Jest związana z tymi dietami cała ideologia o człowieku paleolitu, polowaniu na jedzenie bla bla bla... Jak się domyślacie mam to gdzieś. Trzymam się tej diety, bo mi służy i łatwo znaleźć sensowne przepisy dla antytalencia kulinarnego.
Oczywiście moja lista produktów jest krótsza niż normalnie, ale i tak da się coś ukręcić.
Ponieważ często moje samopoczucie po węglowodanach jest dość marne zaczęłam szukać dalej i wpadłam na dietę ketogeniczną. Jest to dieta z bardzo małą lub zerową ilością węglowodanów. Zlepiłam sobie oba sposoby odżywiania w jeden i jest mi dobrze 😊

Jadam (codziennie):
- wołowinę
- ryby
- drób
- jajka
- warzywa (bez strączków, psiankowatych i skrobiowych)
- kokos w każdej postaci (mąka, mleko, olej-dużo!, wiórki)
- kakao i masło kakaowe

Czasem (co kilka dni):
- owoce jagodowe
- bataty, dynia, ziemniaki
- niektóre orzechy i nasiona (namoczone)
- kasze: jaglana, amarantus, quinoa, ryż

Od święta:
- strączki (namoczone)
- inne owoce (suszone i świeże)

Okazało się, że taki sposób odżywiania jest dla mnie idealny. Przez sporą ilość tłuszczu (tłuszcz kokosowy lub kakaowy - dodaję do wszystkiego, łącznie z kawą) nie bywam głodna. Gdyby nie niedoczynność tarczycy, to jadałabym tylko 2 posiłki dziennie. Jednak żeby nie nadwyrężać jej, jadam tak co 2-3 dni.  Z tego samego powodu nie jestem na typowej ketozie i doładowuje węglowodany co 2-3 dni (powinnam codziennie, ale nie służy mi to, ale to temat na kolejny post).
Mam dużo energii, dobrze sypiam, nie choruję.

Da się żyć 😂
I tym pozytywnym akcentem zostawię was w spokoju.
Mam nadzieję, ze miło spędzacie weekend.
A.