poniedziałek, 23 maja 2016

Dezodoranty


W ostatnim poście pisałam o zmianach jakie planuję wprowadzić, żeby wspomóc pracę mojej tarczycy (i nie tylko). Dziś chciałam opisać jedna zmianę, której dokonałam parę lat temu. Z zupełnie innych powodów niż zrobiłabym to dziś. Ale i tak się liczy.

Nagle dezodoranty, których używałam, przestały działać. Kupowałam nowe, rożnych marek i linii. Efekt był wciąż ten sam – śmierdzialam „starym chłopem”. 
Dziś już wiem, że aromat ten oznacza, że dzień lub dwa wcześniej zjadłam coś, co mój organizm rozpoznaje za truciznę. 
Wtedy jednak tego jeszcze nie wiedziałam, a winowajcy szukałam wsród kosmetyków. Poniekąd dobrze, bo uważam, że stosowanie antyperspirantów i temu podobnych to podstawianie nogi samemu sobie. 
Pocenie się poza regulacją temperatury ciała ma za zadanie usuwać toksyny z organizmu. A mamy co usuwać.  
 Kolejna kwestia to skład dezodorantów – mamy pozbywać się syfu, a nie aplikować warstwę nowego. 
Toksyny mogą całkiem niezłe namieszać w naszym organizmie: 
alergie, 
osłabiony system odpornościowy, 
zaburzona praca tarczycy, 
problemy skórne, 
brak równowagi hormonalnej.
A jak wiadomo, jeden problem prowadzi do kolejnego... Typowy efekt domina. 
O niewdzięcznym aluminium już pisać nie będę – wszędzie aż chuczy o nim.

Po długim poszukiwaniu dezodorantu idealnego zrozumiałam, że nie znajdę takiego w drogerii. Wygrzebałam w sieci parę przepisów na domowe kosmetyki. Metodą prób i błędów stworzyłam 2, jak dla mnie perfekcyjne. Jeden w sprayu, drugi w kremie.
Ich skład jest tak prosty, że aż cieżko uwierzyć, że to działa. A działa!
Generalnie jak już pisalam, pocenie się jest wskazane (w większości przypadków przynajmniej). Niewskazany jest odór temu towarzyszący. A za to odpowiedzialne są przede wszystkim bakterie siedzące na naszej skórze. Wiadomo śmieciowa dieta, też nie pomaga, ale po pierwsze, ja dziś nie o tym, a po drugie nie zmienimy świata na ura! Małymi kroczkami do celu. 

Dość tego ględzenia. Do roboty!
Olej kokosowy działa antybakteryjnie, soda oczyszczona pochłania zapachy i wilgoć (jak i skrobia lub mąka kukurydziana).

Dezodorant w kremie:

Składniki:
  • 2 łyżki sody oczyszczonej
  • 2 łyżki mąki kukurydzianej lub skrobi ziemniaczanej
  • 3 łyżki oleju kokosowego
  • 5-10 kropli olejku eterycznego (opcjonalnie) 
Wszystkie składniki poza olejkami wrzucamy do małego garnuszka i podgrzewamy na małym ogniu. Mieszamy, aż olej się rozpuści i wszystko się ze sobą ładnie połączy. Dodajemy olejki (jakie lubimy) i mieszamy. Taką paćkę przekładamy do docelowego pojemnika, najlepiej szklanego. 
Gotowe!



środa, 18 maja 2016

Tarczyca

Zrobiłam ostatnio badania krwi. Zwykła kontrola. 
Okazało się, ze mam lekka niedoczynność tarczycy.

Generalnie objawy niedoczynności wyglądają dość niepozornie (przynajmniej u mnie). Ot, życie, powiedziałabym: 
    
  •    Sucha skóra
  •      Przyrost masy ciała
  •     Depresja
  •      Zaparcia
  •      Zmęczenie
  •      Niskie libido
  •      Nieregularne cykle

Nie przyjęłam recepty na leki. 
Zresztą trudno uwierzyć w ich skuteczność, kiedy przepisuje je koleś z worami pod oczami po kolana i zajadami w obu kącikach ust. Na dodatek sama już przekonałam się na sobie jak dużo można zdziałać odpowiednim żywieniem. Postanowiłam, ze chociaż spróbuję naturalnie podejść do tematu.

Mój plan na wsparcie tarczycy wyglada następująco:

  •    Redukcja stresu: psychicznego (buahaha) i fizycznego.
  •    Redukcja toksyn: kosmetyków, chemii, plastikowych opakowań, pestycydów... – to temat na osobny post. A nawet kilka.
  •   Unikanie fluoru: tak, będę sama sobie kręcić pastę do zębów. Taniej będzie samemu stworzyć niż kupować gotową eko...
  •    Zadbanie o jelita, bo jak wiadomo, tam się wszystko zaczyna. – to też temat na osobny i długi post.

Tak, zdaje sobie sprawę jak brzmią moje „postanowienia poprawy”. Zapewniam was, że nie planuję zapuszczać „chomików” pod pachami, ani tym bardziej ich farbować (farby maja w sobie kupę chemii 😂). Jeśli jednak tak się zdarzy, oznaczać to będzie, że albo zepsuł mi się depilator, albo czas na przeszczep mózgu 😅.

                                                                         ***



Tak się prezentuje moje pićku na wynos: herbata z mlecza (wspomaga wątrobę, a tym samym odtruwanie) z mlekiem kokosowym, masłem kakaowym, kakao i cynamonem. 
W słoiku, bo nie posiadam nieplastikowych kubków z deklem o smaku dużym.

niedziela, 15 maja 2016

Alergia krzyżowa

Czym są alergie krzyżowe?
Głównym tematem tego bloga mają być alergie krzyżowe, więc może od tego zacznę.
Nie jestem lekarzem, więc nie będę walić tu typowo medycznych wywodów. Zainteresowanych odsyłam do pana Google ;)

Cytacik:
„Alergia krzyżowa polega na tym, że u osoby, która jest już uczulona na jeden alergen, niepożądana reakcja może się pojawić także po kontakcie z innym alergenem. Wszystko przez podobieństwa strukturalne w budowie chemicznej alergenów wziewnych, kontaktowych i pokarmowych.”
Zródło: http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/alergie/alergia-krzyzowa-objawy-tabela-alergenow-krzyzowych_34401.html

Na chłopski (mój) rozum sprawa ma się tak: pyłki brzozy, na która dajmy na to mamy uczulenie, maja podobna strukturę białek co np. jabłka. Nasz organizm uznaje cząsteczki owocu za białka brzozy (alergen) i traktuje je jak truciznę. Dziecinnie proste ;)

W wielu przypadkach uczuleń na pyłki wystarczy unikać alergenów krzyżowych w okresach pylenia. Często pomaga tez obróbka termiczna pokarmów. Jednak w obu przypadkach nie jest to regułą. U mnie osobiście obie te metody działają tylko przy kilku produktach.

By nie było nam w życiu za łatwo, zazwyczaj reakcja krzyżowa pojawia się dopiero po kilku godzinach lub nawet dniach od spożycia pokarmu.
Dodatkowo testy alergiczne nie pomagają w wykryciu tego typu alergii. Pomocne mogą być badania na nietolerancje pokarmowe, ale... (To chyba oczywiste, ze pojawi się tu „ale”). Bardzo trudno znaleźć wiarygodne laboratorium, robiące  takie badania. I równie cieżko znaleźć sponsora, który je nam sfinansuje ;)

Najtańszą i jednocześnie najupierdliwszą metodą jest dieta eliminacyjna i prowadzenie dzienniczka żywieniowego.
„Drogi pamietniczku, to ja, Ania. Dziś na śniadanie zjadłam 2 jajka posadzone na pieczarkach z cukinia. Smażyłam na oleju kokosowym i przyprawiłam sama solą. Gardziołko nie swędzi, ani nie puchnie. Jednak swędzi mnie skalp. To pewnie po nerkowcu, którego wrzuciłam do sałatki 2 dni temu...”

Przykładowe powiązania:

Źródło: http://wylecz.to/pl/zdrowy-styl-zycia/diety/dieta-w-astmie.html

piątek, 13 maja 2016

Zdradliwy nabial

Nabialu nie jadam juz od bardzo dawna, kiedy to odkrylam, ze bardzo wzmaga zmiany tradzikowe (tak, w wieku 30+ tez mozna miec tradzik). Jednak od czasu do czasu fajnie jest sie nie ograniczac dieta. I tak bedac w tym roku na urlopie we Wloszech dziennie pochlanialam kubek mascarpone i zagryzalam grana padano. W ciagu kilku dni moje na ogol chude stopy zamienily sie w bochenki chleba z serdlami zamiast palcy, a szyja przestala istniec. To znaczy byla, ale nie bylo jej widac – glowa bardzo plynnie przechodzila w ramiona. Reszta ciala dotrzymywala kroku.

Zrozumialam lekcje: co za duzo, to nie zdrowo.

I tu znowu sie rozpedzilam – puenta byla inna.

 W zeszla sobote przyjaciele zrobili grilla. Korzystajac z nauczki z Wloch siegnelam po nabial w rozmiarze malym. Salatka z tarta mozarella i kawalek (no dobra, spory kawal) grillowanego halloumi wyladowaly na moim talerzu. Juz nastepnego dnia moje cialo podeszlo woda. Na szczescie nie tak ekstremalnie jak na urlopie, ale jednak. Sadzac po reakcjach ze strony ukladu pokarmowego (wzdecia, odbijanie, cofanie), zoladek i jelita tez niezle ucierpialy. Dopiero dzis (piatek – czyt. po 6 dniach) zaczynam przybierac ludzkie ksztalty, a praca jelit wraca do normy.

Korekta do lekcji z urlopu: nabial w rozsadnej ilosci tez mi szkodzi.

Co moze wydawac sie dziwne, alergii na nabial nie mam, ani tez na nic, co by sie z nabialem krzyzowalo. Po prostu przetwory mleczne w moim przypadku to samo zlo. I jestem przekonana, ze nie jestem odosobnionym przypadkiem.

A tu polecam krotki a tresciwy filmik o glutenie i nabiale: KLIK


 Follow my blog with Bloglovin

czwartek, 12 maja 2016

Hola



Kilka lat temu chcac pozbyc sie alergii na pylki zrobilam odczulanie polegajace na serii zastrzykow z minimalna dawka alergenow. Efekt koncowy przeszedl moje oczekiwania – alergie jak byly tak zostaly, a w bonusie pojawilo sie AZS (atopowe zapalenie skory).  Metoda prob i bledow (lekarz stwierdzil, ze samo zejdzie, ale po 6 miesiacach wciaz nie schodzilo) odkrylam, ze wyrzucenie z diety pszenicy i nabialu to dobre posuniecie. I tak sie wszystko zaczelo. Znajdowalam coraz to nowsze elementy pasujace do mojej ukladanki zaczynajac od sposobu odzywiania, przez sport po kosmetyki.
Postanowilam, ze zaczne prowadzic tego bloga, bo mam nadzieje, ze pomoze to komus tak samo zagubionemu jak ja kiedys (jakbym wciaz nie byla zagubiona ;) ).

Witam sie z Wami. 
Jestem Anna. 

Follow my blog with Bloglovin