środa, 13 lipca 2016

Sernik malinowy...

... bez sera, za to z malinami ;)


Zarzekalam sie w TYM poscie, ze w weekend beda u mnie owoce na talerzu. I byly.
Poniewaz chcialam przetestowac reakcje na maliny i miete (wciaz nie mam co do nich pewnosci) zrobilam ciasto z mozliwie najmniejsza liczba skladnikow. Zalezalo mi na tym, by bylo to ciasto na zimno, zwazywszy, ze weekend byl mega upalny. 
Odbiegajac od tematu, to byl chyba drugi weekend w tym roku, kiedy pogoda byla super ladna. Generalnie pogoda jest rewelacyjna w ciagu tygodnia, kiedy do godziny 19 siedzimy w pracy, a w weekendy jest ultra parszywa...

Wracajac do ciasta.
Spod upieklam wedlug mojego sprawdzonego przepisu na tarte:

Skladniki:
3 lyzki maki koko
3 lyzki wiorkow
1,5 lyzki oleju koko
2 jajka
Szczypta soli
1/2 lyzeczki sody
Starta skorka z cytryny (opcjonalnie)
3 lyzki erytrolu
Troche wody (by uzyskac odpowiednia konsystencje)


Ciasto ulozylam w tortownicy na ksztalt tarty, ponakluwalam widelcem i wstawilam do nagrzanego do 180° piekarnika na 20-25 minut.

 

Skladniki na mase "serowa":
ok 500ml mleka kokosowego
zelatyna rozpuszczona w malej ilosci wody (ilosc odpowiednia dla 1/2 litra lub troche wiecej plynu)
3 lyzki erytrolu


Mase porzadnie zmiksowalam i wsadzilam do lodowki. Na ostudzony spod rozlozylam swieze i mrozone maliy (swiezych mialam za malo). Jak masa zaczela lekko tezec zmiksowalam z nia drobno posiekane listki miety i wylalam na przygotowane ciasto. Odstawilam znowu do lodowki.
Po okolo 2 godzinach "sernik" byl juz zjadliwy. 


Tak sobie mysle, ze zamiast sernikiem powinnam to nazwac deserem dla zdesperowanych ;) Tak czy inaczej, bylo calkiem smaczne :)



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz